Po telefonie odebrała córeczkę ze żłobka. Jej twarz była niepokojąco posiniaczona

Tracy Blinov tak jak każdego ranka zawoziła swoją 7-miesięczną córeczkę do żłobka. Nie mogła sobie pozwolić na to, aby zostać z dzieckiem w domu, dlatego musiała liczyć na pedagogów w placówce w Busy Hands, w USA. Zdążyła wyjść ze żłobka, a już po kilkunastu minutach dostała telefon, że musi wrócić po córkę.

Ręce mi się tak trzęsły, że nie mogłam tego opanować

Strach przed nieznanym

Nie miała pojęcia, co ją czeka, gdy dojedzie na miejsce. Powiedziano jej tylko, że córka została pogryziona. W głowie od razu pojawiła się masa pytań bez odpowiedzi. Na miejscu Tracy nie mogła uwierzyć własnym oczom. Buźka jej córeczki była cała posiniaczona. Kobieta była zła. Nie na dziecko, które to zrobiło, ale na opiekunów, którzy w odpowiednim momencie nie zareagowali tak jak powinni. Tracy widziała, jak cała sytuacja się potoczyła, ponieważ w żłobku są kamery. Eliana była atakowana przez półtorej minuty, zanim ktokolwiek zareagował. Na ciele miała ponad 10 ugryzień!

Po incydencie rozpoczęto dochodzenie, aby dowiedzieć się dokładnie, dlaczego tak długo personel nie pojawiał się w pomieszczeniu, aby rozdzielić dzieci. Przedszkole twierdzi, że nauczycielki ruszyły na pomoc Elianie, gdy tylko usłyszały krzyki.

Zły przepływ informacji

Maluch, który pogryzł małą dziewczynkę już coś podobnego zrobił w innym przedszkolu, z którego został wydalony. Jednak matka dziecka nie poinformowała Busy Hands o tym konkretnym incydencie, więc przedszkole nie mogło spodziewać się takiego zachowania w ich placówce. Dyrekcja tłumaczy się, że nie miała pojęcia o tym, że wśród wychowanków znajduje się tak agresywne dziecko. Zapewniają, że gdyby wiedzieli o tym wcześniej, nie przyjęliby go do żłobka.

Dziś na szczęście jest już lepiej, na buzi mojej córeczki są tylko siniaki, a obrzęki znikają

Ciężko zapanować nad wszystkimi…

Opiekunowie z przedszkola tłumaczą się tym, że pod opieką jednej dorosłej osoby w żłobku jest maksymalnie czwórka małych dzieci i czasem ciężko zapanować nad sytuacją, ale po tym tragicznym zajściu dyrekcja zdecydowała się, że na jednego pedagoga będzie przypadać dwójka dzieci.

Niestety to tylko sekundy, ale i tak trzeba mieć oczy dookoła głowy…