×

Kopał Oskarka w twarz, gdy chciał jeść i przypalał rękę, gdy było mu zimno. Malec konał w męczarniach

Historia, którą za chwilę przeczytacie, jest okrutna i straszna. Doprowadzi do łez każdego. Bez wyjątku. Mały Oskarek konał samotnie, w bólu i w ciszy. Wiedział, że nikt mu nie pomoże, a może być jeszcze gorzej. Malec zmarł 02.03.2006 roku, mając zaledwie 4 lata. Zacznijmy jednak od początku…

Samotna i w ciąży

Matka Oskara miała 20 lat, kiedy natrafiła na Marka Zajdę. Była w ciąży, sama i bez grosza przy duszy. Postanowił, że się nią zaopiekuje i jej pomoże.

Miała ciężkie życie. Chowała się w domu dziecka, potem w rodzinie zastępczej. Gdy zmarła matka zastępcza, znów wylądowała w sierocińcu. „U mnie są dwa łóżka” – powiedziałem – „a i jedzenia wystarczy”. Została tu. To ja wiozłem ją do szpitala na poród. To ja wziąłem nowo narodzone dzieciątko na ręce. Oskarek przybiegał do mnie w nocy do łóżka, przytulał się. Codziennie siadał mi na kolanach i jadł obiad… Śmiał się, klaskał, gdy grałem na akordeonie, to mu kupiłem taki mały… Zawiesiłem mu w ogródku huśtawkę, kupiłem rowerek trójkołowy. Mówił do mnie „wujek-tata!”. Kochałem go… Nikt go tu nie uderzył, nie podniósł na niego głosu. Aśka opiekowała się nim. Zawsze był czysty, najedzony i dopilnowany. Zrobiłem głupotę. Jechałem samochodem po spożyciu… Złapali mnie. Dostałem pół roku odsiadki. Powiedziałem Aśce: „Ja jestem stary, idę do więzienia, ty młoda, ładna, znajdź sobie porządnego chłopaka, ułóż życie, wychowaj dziecko”. Dostała mieszkanie komunalne, no i poszła

Początek piekła

Właśnie to otworzyło wrota do piekła małego chłopca. Gdy opuszczał mieszkanie wujka, miał 2 lata. Był wtedy ślicznym, zadbanym, niebieskookim blondynkiem, który lubił ludzi i wierzył im. Ważył 12 kilogramów, a po dwóch latach życia z Arturem był kompletnym przeciwieństwem samego siebie, jego waga spadła o kilogram, nie miał większości zębów, a jego ciało oraz dusza były okrutnie poranione. Skąd taka zmiana?

Po pewnym czasie od przeprowadzki, Joanna poznała mężczyznę. Był nim Artur, który od samego początku nienawidził Oskara, ale i tak z nimi zamieszkał.

Chłopak mnie denerwował. Cały czas był głodny, uparty. Zacząłem go karcić. Najpierw tylko po d***e. Później były ciosy pięścią w brzuch, w głowę, twarz, szyję. Albo kopniaki

Był karany za wszystko

Chłopiec przez prawie dwa lata był karany dosłownie za wszystko. Artur potrafił złamać mu rękę, gdy wygłodzony malec sięgnął po nieswoją miskę zupy. Później z tak ciężkim obrażeniem Oskarek żył przez kilka miesięcy i nikt mu nie pomógł. Z kolei kiedy mówił, że mu zimno, jego oprawca wkładał mu dłoń do rozgrzanego piecyka. Gdy sięgnął po jakiekolwiek jedzenie, mężczyzna kopał go w twarz. Matka widząc to, nie reagowała. Pewnego razu chłopczykowi pękła warga, lała się krew, a dziąsła wgniotły i zęby zaczęły się chwiać i wypadać. Bezduszny ojczym zaczął mu je wtedy wyciągać. Robił to z uśmiechem i dziką satysfakcją.

Początkowo szukał pomocy u „mamy”…

Gdy zaczął się koszmar, malec początkowo szukał pomocy u swojej matki, ale po czasie zrozumiał, że ona mu nie pomoże. Sama również zaczęła przyczyniać się do jego cierpienia. Biła go, szarpała, krzyczała na niego, przeklinała go. Potrafiła kopnąć go „z kolanka” w klatkę piersiową. Oskar doskonale wiedział, że nie ma się komu poskarżyć i gdzie uciec.

Mimo że własna matka maltretowała go prawie tak jak ojczym, to chłopczyk wciąż przychodził do niej, mając nadzieję że jego koszmar kiedyś się skończy. Z pewnością marzył, że mama weźmie go kiedyś na kolana, przytuli i przeprosi, że w końcu będzie miał taki dom, jak inne dzieci. Niestety, tak się nie stało…

Jego ciało było jedną wielką raną

Po wielu miesiącach cierpień, bólu i upokorzeń, ciało tego biednego maluszka stało się jedną wielką raną. Jego skóra na plecach była zdarta do mięsa, z kolei przez ranę na nadgarstku było widać kość. Jego ręce były poprzypalane, a broda i usta zapadnięte. Wtedy leżąc cichutko w łóżku i cierpiąc całą noc, nie mając siły wstać, Oskarek zmoczył się w łóżku. Gdy ojczym to odkrył, nie miał litości. Pochylił się nad nim i wymierzył mu cios w brzuch – wtedy oderwały się nerki. Jednak ta kara była dla zwyrodnialca za niska i uderzył po raz drugi – dziecku pękła wątroba. Mimo to 4-latek nawet nie pisnął…

Wieczorem chłopiec wymiotował krwią. Nie miał siły się nawet poruszyć, co chwilę tracił przytomność. Jego oprawcy, jak gdyby nigdy nic, poszli spać. Rano Artur podszedł do łóżeczka Oskara, aby sprawdzić, czy znów się nie zmoczył. Odkrył, że dziecko nie żyje. Było sine, a z ust ciekła krew. Mężczyzna przestraszył się, że na jaw wyjdzie to, co zrobił. Uciekł z domu, po czym anonimowo zadzwonił na pogotowie.

Medycy płakali…

Kiedy lekarz przybył na miejsce, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Był w szoku, że zaledwie 4-letnie dziecko znajduje się w tak przerażającym stanie. Dr Tomasz Pniak, który sam jest ojcem, z trudem mówił, kiedy opisywał to, co zastał w mieszkaniu Joanny i Artura:

Chłopczyk leżał na łóżku. Nie miał tętna. Nie oddychał. Nie udało mi się przywrócić go do życia. Na ciele miał straszne rany. A matka stała obok, spokojnie tuląc drugie dziecko. Zapytałem, skąd rana na brodzie, mówiła, że upadł

Pracownicy medyczni dosłownie płakali, widząc tak skatowane dziecko, a matka stała tylko obok i była całkowicie niewzruszona. Gdy pytali o kolejne urazy chłopca, kobieta miała już gotowe wymówki. Ręka była złamana ponieważ chłopiec na niej leżał i doszło do tego, gdy chciała ją wyciągnąć. Z kolei wymioty, to nie krew, a czekolada. To przerażające, że można najpierw tak skrzywdzić dziecko, a później bez mrugnięcia okiem, mówić takie rzeczy. Jednak ona potrafiła.

Opieka społeczna

Wiadomo także, że rodzinę odwiedzała pomoc społeczna, ale podobno nikt nie zauważył, aby dziecko było katowane, w co trudno uwierzyć, patrząc na zdjęcia zmaltretowanego ciała chłopca. 1 marca, czyli dzień przed śmiercią chłopca, do drzwi mieszkania Oskarka zapukała pracownica opieki społecznej, jednak nikt jej nie otworzył. Prawdopodobnie dziecko było już wtedy w agonii. Kiedy kobieta zapytała o tę rodzinę sąsiada, rzucił jej tylko: „Mam swoje problemy”.

Nad rodziną Oskara od dłuższego już czasu czuwał piotrkowski ośrodek pomocy społecznej, który w dodatku znajdował się 150 metrów od mieszkania, w którym chłopiec przechodził prawdziwą gehennę. Pracownicy socjalni, mimo że często gościli u rodziny skatowanego malca, nie zauważyli niczego niepokojącego i nie mają sobie nic do zarzucenia.

Stan dziecka, jego wygląd, liczne rany i zachowanie bez dwóch zdań wskazywały na to, że jest ono ofiarą przemocy domowej. Wiedział to więc każdy, kto je widział – sąsiedzi, pracownica socjalna, rodzice jego kata. Jednak nikt nie zareagował, nikt nie pomógł temu biednemu maluszkowi…

Proces i wyrok

Artur za zabójstwo Oskarka dostał 25 lat więzienia. Matka chłopca za pomoc i podżeganie do zabójstwa została skazana na tyle samo. Oprócz tego sąd uznał tę dwójkę winną wielomiesięcznego znęcania się nad nieletnim. Od tego wyroku odwołał się zarówno prokurator, jak i obrońcy. Oskarżyciel chciał dożywotniego więzienia. Z kolei obrona ojczyma złagodzenia kary i zmiany klasyfikacji czynu na pobicie ze skutkiem śmiertelnym, a adwokat matki prosił nawet o złagodzenie kary do 15 lat pozbawienia wolności.

Sąd Apelacyjny uznał jednak, że zarówno Artur, jak i Joanna są tak samo winni i podtrzymał wyrok 25 lat pozbawienia wolności. W czasie rozprawy żaden z katów bezbronnego dziecka nie wyraził jakiejkolwiek skruchy. Mimo to ojczym i matka Oskara najprawdopodobniej będą mogli ubiegać się o przedterminowe zwolnienie.

W tym roku mija 12 lat od tragedii. Już za 3 lata Joanna, być może wyjdzie na wolność i prawdopodobnie będzie starać się o odzyskanie Kacperka. Swojego drugiego dziecka.

Pogrzeb

Na pogrzebie 4-latka pojawił się tłum. W kaplicy tuż przy cmentarzu roiło się od ludzi. Pośrodku nich znajdowała się maleńka, biała trumienka. Wszyscy płakali, niektórzy mdleli. Nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego to biedne dziecko przeszło przez tak ogromną tragedię. Ksiądz powiedział słowa, które rozdzierają serce:

Oskarku, jako dziecko przeszedłem przez obóz zagłady. Miałem więcej szczęścia niż ty. W tamtym piekle spotkałem się z litością i pomocą. Tobie nie pomógł nikt…

Chłopiec skonał zupełnie sam, prawie nie znając miłości…

Dlaczego nikt nie zareagował? Dlaczego ta kobieta pozwoliła na skatowanie własnego dziecka, tego, które przez 9 miesięcy nosiła pod sercem? Jak ona i jej konkubent mogli sprawiać i patrzeć na tak ogromne cierpienie bezbronnego maleństwa? Dlaczego sąsiedzi nie zrobili niczego? Dlaczego opieka społeczna nie zwracała uwagi na to, co naprawdę istotne?

Reagujmy! Dzieci katowanych są setki, a nawet tysiące. Nie pozwalajmy na to! Nie bądźmy obojętni! Niech ta historia dotrze do każdego. Niech ludzie dowiedzą się o tym, do czego może doprowadzić obojętność…

Może Cię zainteresować