×

Została świadkiem rozkapryszonej Wioli, która wszystkim ubliżała. Wyzywała nawet swoją mamę

Temat weselny zawsze jest pełen kontrowersji, biorąc pod uwagę nie tylko przygotowania i parę młodą, ale także to, w jaki sposób ludzi się poznaje w takich sytuacjach, a może naprawdę sporo o sobie się dowiedzieć…

Marzena została poproszona przez swoją kuzynkę o to, aby została świadkiem na jej ślubie. Na początku bardzo się cieszyła, ponieważ pamiętała Wiolkę z dzieciństwa i były to wspomnienia pełne ciepła i radości

Gdyby wiedziała, że to wszystko z czasem zamieniło się w gorycz, złość i wyrachowanie, to nigdy nie zgodziłaby się na to, aby wziąć udział w tym weselu. O tym, jak ślub z bajki zamienił się w najgorszy horror, napisała do naszej redakcji, zmieniając oczywiście imiona.

„Piszę to dlatego, ponieważ mam potrzebę komuś się wygadać, a nie mogę zrobić tego nikomu z rodziny ani z najbliższych przyjaciół, ponieważ wszyscy znają Wiolkę”

Nie chcę, aby mieli o niej złe zdanie – mimo wszystko jest to moja rodzina… Zacznijmy od tego, że Wiola poprosiła mnie, abym była jest świadkiem telefonicznie, mówiąc przy okazji, że będzie chciała w przyszłym tygodniu zmierzyć sukienkę i mam znaleźć sobie czas w środę od 11:00 do 15:00. Trochę mnie zaskoczyła tym władczym tonem. Powiedziałam, że nie za bardzo mogę tego dnia spotkać się z nią, ponieważ jestem w pracy, na co ona powiedziała: „No to albo działamy i zachowujemy się profesjonalnie, albo ty będziesz leciała w kulki. Nie potrzebuję takiego świadka”.

Ja głupia oczywiście przesunęłam swoją zmianę na popołudnie i poszłam z nią oglądać sukienki. To był koszmar. Wiolka nie tolerowała żadnego słowa krytyki, a jeśli coś nie podobało się mamie, albo mnie, to od razu mówiła, że albo jesteśmy niemodne, albo że jesteśmy wieśniarami, albo że nie mamy o niczym pojęcia i jak byśmy mogły, to wcisnęłybyśmy jej sukienkę z lumpeksu. To już dało mi do zrozumienia, że to nie będzie łatwy kawałek chleba… Dlatego postanowiłam, że nie będę się odzywała zbyt dużo, tylko będę jej przytakiwała.

Mijały tygodnie, a zadań miałam coraz więcej – zupełnie tak, jakby moja kuzynka wychodziła za mąż za księcia, a ona sama była królewną. Zajmowałam się kupnem dodatków, wpisywaniem gości, umawianiem fryzjera i makijażystki, szukaniem ofert promocyjnych na kwiaty… Robiłam wszystko, tak jakbym była asystentką a nie świadkiem. Zobaczyłam też, że jej narzeczony czuje się nieco sterroryzowany, co bardzo mi się nie spodobało, ale nie miałam zamiaru zwracać jej uwagi, bo wiadomo jak by to się skończyło. Niejednokrotnie słyszałam jak ona krzyczy do niego: „Ty jesteś takim frajerem, że nie wiem, jak ja się w ogóle zgodziłam na ten ślub”

Ladies room II...

„Panieński wieczór oczywiście też jej się nie podobał, bo nie było tak jak ona sobie wymarzyła, czyli z blichtrem, pompą i drogimi prezentami”

Mi się wydaje, że akurat fajnie wymyśliłam to, jak spędzimy ten czas. Dziewczyny powiedziały, że jestem super organizatorką, ale nie Wiolka. Od niej usłyszałam, że pomysł jest tandetny i oklepany.

Na kolację poszłyśmy do knajpy, która dopiero się otworzyła i zbierała dobre opinie, a później udałyśmy się do klubu. Na kolacji ustaliłyśmy z dziewczynami, że składamy się wszystkie na posiłek o czym na pewno Wiolka wiedziała albo chociaż się domyślała i wydaje mi się, że na złość zamówiła aż dwie zupy, główne dania, trzy desery, wypiła cztery piwa, dwa drinki, a na koniec kupiła jeszcze sobie wodę mineralną, bo chciała wziąć na drogę – tak jakby nie można było kupić jej w normalnym sklepie zupełnie taniej.

Ale okej, pomyślałam sobie, że to jest jej panieński i niech sobie zamawia, co tylko chcę. W klubie jedna z nas miała problem, żeby wejść, ponieważ nie spodobała się ochroniarzowi, dlatego zasugerowałam, że możemy pójść do innego klubu. Wiolka nie miała takiej potrzeby i powiedziała, że najwyraźniej Sylwia nie pasuje do nas i niech idzie do domu bo i tak psułaby nasz wizerunek. Czułam się zniesmaczona i zażenowana, ale postanowiłam, że zaprowadzę to do końca i zachowam się z twarzą.

„W końcu nadszedł dzień ślubu i wesela. Panna młoda kazała mi być u siebie w domu już o godzinie 7:30”

Tak, dobrze czytacie… Musiałam być już o 7:30 u niej w domu. Nie wiem po co. ale umalowana, wyszykowana siedziałam do 15:00 i przyglądałam się wszystkiemu, co robi królowa Wioletta, a nie było tego jakoś specjalnie dużo, ponieważ tylko była makijażystka u niej i fryzjerka, a wszystko było wcześniej przygotowane oczywiście przeze mnie i sterroryzowanego pana młodego.

Apogeum nastąpiło właśnie w czasie malowania Wioletty, gdy zaczęła mówić o tym, że nie wypada, aby jakikolwiek z gości do koperty włożył tyle, co ona zapłaciła za jeden talerzyk.

Po chwili zaczęła mówić, że teściowie (którzy zresztą siedzieli w pokoju obok i wszystko słyszeli) oraz rodzice nie mogą dać mniej niż 2000 złotych, ponieważ jest to wstyd i hańba. Powiedziała wtedy:

„Przecież dobrze każdy rodzic wie, że kiedyś jego dziecko wyjdzie za mąż. Jeśli mają tego świadomość, to mogą sobie odkładać pieniądze już gdy córka lub syn są młodzi. Ja to bym się ze wstydu spaliła, gdybym dała mniej niż 1000 złotych. To nawet w grę nie wchodzi”.

Czekałam tylko na moment, kiedy zacznie mówić o tym, ile powinni dać świadkowie. No i doczekałam się:

„Wiecie, ja też będę kiedyś na pewno świadkiem, bo mam tyle koleżanek (Szkoda tylko, że cztery były na panieńskim. Gdzie reszta w takim razie?), że prędzej czy później któraś na pewno mnie zaprosi no i wiadomo że nie dam 500 czy 1000 złotych. Trzeba pokazać klasę a nie wiochę”.

Miałam już tak dość jej tego całego wesela, tego faceta, który nie potrafił pokazać jaj, tych rodziców, którzy nieumiejętnie wychowali córkę, że miałam ochotę wyjść i nigdy nie wrócić.

Uznałam jednak, że doprowadzę to do końca i naprawdę zrywam z nią kontakt. Kasuję jej numer, wyrzucam z Facebooka i nie reaguję na zaczepki, gdy ją przypadkiem spotkam. Byłam tak wyczerpana tym weselem, ale dotrwałam do drugiej, co oczywiście Wiolka wypomniała mi jakieś 5 razy w SMS-ie nad ranem. Była bardzo sfochowana, że wychodzę tak wcześnie, ale ja miałam naprawdę dość. Uwierzcie mi, że gdybym mogła, w ogóle bym nie przychodziła na to wesele. Jednak dałam jej pstryczka w nos, ponieważ nie przyszłam na poprawiny, pisząc, że bardzo źle się czuje…

Czy ktoś z Was miał równie złe przeżycia związane z tak ważną uroczystością?

*zdjęcia mają charakter poglądowy

Może Cię zainteresować