×

Nie znosi 7-letniej córki swojego partnera. On nie widzi, że dziewczynka jest rozwydrzona

Czy można znienawidzić małe dziecko? Właśnie nad tym zastanawia się autorka listu, który przyszedł do redakcji portalu ofeminin.pl. Jej zmagania z własnymi uczuciami odnośnie córki ukochanego mężczyzny są bardzo trudne. Kobieta martwi się, że uczucia, które w sobie kryje, są złe. Boi się, że ona robi coś nie tak. Czy słusznie?

Czasem myślę, że w którymś momencie nie wytrzymam, i albo sama skoczę z balkonu, albo wyrzucę ją. To nie jest całkiem serio, a jednak nieraz boję się, że oszaleję. W tych momentach nienawiści do niej, nienawidzę też siebie. Co jest ze mną nie tak? Czy tylko ja tak mam?!

Może zacznę od początku. Mój partner jest rozwiedziony, ale jeszcze przed formalnym rozwodem jego żona odeszła, zostawiając jego i dziecko. Właściwie nie odeszła, a uciekła. Po prostu pewnego dnia nie zastał jej już w domu. Była żona jest alkoholiczką. Wobec córki często stosowała przemoc. Kasia ma 7 lat, jeszcze kilka miesięcy po rozstaniu rodziców na imię matki reagowała moczeniem się. Wiele przeszła. I to wciąż sobie powtarzam, zwłaszcza w najtrudniejszych momentach…

Niestety, by zrekompensować dziecku trudne dzieciństwo, babcia i tata postanowili uchylić jej nieba. Gdybyście ją zobaczyły, nigdy w życiu nie pomyślałybyście, że to ktoś po jakichkolwiek przejściach. Kasia nie tylko wygląda jak mała księżniczka, która w swojej szafie ma 100 sukienek i lubi przebierać się 5 razy dziennie. Ona też zachowuje się po prostu jak zakochany w sobie, rozpieszczony bachor (przepraszam za to słowo, ale nie umiem nazwać tego inaczej)

W restauracjach Kasia zawsze zamawia danie, którego później nie je. Zawsze! Potem mówi, że jednak nie ma na to ochoty, a tata lituje się i zamawia dla niej coś innego. To już taki sport. W sklepach oczywiście pragnie połowy asortymentu, ale NIGDY nie bawi się nowymi zabawkami. Najbardziej drażni mnie jednak jej samouwielbienie. Kasia uwielbia się stroić, a następnie patrzeć w lustro godzinami. Nawet gdy już zasypia, lubi się sobie przyglądać (tak się składa, że ma lustro na szafie, naprzeciwko łóżka). Kiedy wchodzi do nowego pomieszczenia, intuicyjnie szuka przedmiotów odbijających jej twarz. A gdy siebie widzi powtarza: „jestem taka piękna”. Generalnie Kasia bardzo dużo mówi. Cały czas, bez przerwy. Wtrąca się w rozmowy dorosłych, a co gorsza, poucza ich. Mówi otyłym, że nie powinni jeść słodyczy. A gdy byliśmy zagranicą, poprawiała angielski naszych znajomych!

Kasia uwielbia publiczność. Tym bardziej więc, gdy jesteśmy ze znajomymi, staje się nie do wytrzymania. Chyba najbardziej zażenowana byłam, gdy pewnego dnia latem, rozebrała się do majtek i zaczęła robić pokaz mody. Kręciła przy tym pupą, rozsyłała buziaczki, spoglądała zza zsuniętych lekko z nosa okularów i niby seksownie poprawiała włosy. To było coś strasznego! Poza tym wciąż się mądrzy i nie daje w spokoju porozmawiać. Wdzięczy się do obcych, robi słodkie oczy i dąży do otrzymania od nich tego, na czym jej zależy. Zwykle są to drobiazgi. Na przykład prosi moje koleżanki o pomalowanie jej paznokci lub ust na czerwono, ponieważ ja nie chcę tego robić. A nie chcę, bo ona ma tylko 7 lat i już teraz przywiązuje zdecydowanie zbyt dużą wagę do wyglądu zewnętrznego. Ja starałam się pokazywać jej inne rzeczy. To ze mną pierwszy raz była w muzeum (w którym zresztą bardzo jej się podobało), czy na festiwalu filmów dziecięcych. Ale koniec końców czuję, że to syzyfowa praca. Jesteśmy razem we trójkę już rok, a sytuacja w domu jest coraz gorsza…

Sytuacji zdecydowanie nie pomaga złośliwość Kasi.

W moim mieszkaniu jest dużo dywanów. Raz przy śniadaniu zwróciłam jej uwagę, żeby uważała jak będzie wstawać z krzesełka, bo pod nogami ma mnóstwo sera feta i jak wgniecie go w dywan, będzie to trudno sprzątnąć. Wtedy zeszła z krzesła i zaczęła skakać po tym serze pytając: „Tak? Tak właśnie mam nie robić?”

Jestem wegetarianką. Prosiłam kilka razy, żeby nie kładła na mojej półce w lodówce mięsa (to zresztą najwyższa półka i wcale nie jest jej tak łatwo do niej sięgnąć). Robi to zawsze. Najchętniej mięso odwinięte z wszelkich opakowań bezpośrednio na moim serze. Dodatkowo, zawsze po jedzeniu mięsa, ubrudzone ręce wyciera w narzuty lub kanapę. Wie, że mnie to obrzydza. Niedawno się zatrułam. Jestem pewna, że to jej sprawka. Teraz boję się jeść w domu…

Nigdy w życiu nie miałam tylu zniszczonych przedmiotów, co teraz. Długi, złoty naszyjnik od jej taty, Kasia rozerwała w dłoniach. Co rusz rozkręca moje szminki i zakłada na nie zamknięcie tak, by się złamały. Przecięła przewody ulubionych światełek w sypialni, a znad łóżka zdrapała dekorację. Uwielbia też chować mój telefon, a kiedy pracuję przy komputerze drażnić się ze mną napojami, które stawia zaraz obok i udaje, że traci nad nimi panowanie, a napój zaraz rozleje się na klawiaturę. Wcześniej zresztą często przy pracy oblewała mnie wodą, np. z pistoletów na wodę. Mój błąd, że powiedziałam jej, że na komputerze mam wszystko i z tym nie ma żartów. Teraz z tym właśnie są żarty największe…

Naprawdę długo mogłabym jeszcze pisać o jej wyczynach, ale wspomnę już tylko kilka.

Robię jajka sadzone. Odwracam się na chwilę, a Kasia już jest w kuchni i łyżką miesza jajka na jajecznicę. Mówię jej: co robisz? To miały być sadzone? A ona odpowiada: to nie ja! Mówię, że przecież trzyma łyżkę w ręku. A ona twierdzi, że to już tak było, gdy łyżki dotknęła.

Czasem lubi w toalecie rozwinąć cały papier toaletowy z rolki. Gdy wchodzę zaraz po niej i pytam, co tu się stało, już znacie odpowiedź. „To nie ja!”

Takich sytuacji są miliony (nie setki!). W szkole nauczycielka pracująca w świetlicy przyłapała ją, jak zabierała koleżance breloczek i wsadzała do swojego plecaka. Kazała jej oddać, ale Kasia twierdziła, że nic nie ma. Nauczycielka otworzyła plecak, a breloczek był w środku. Od tej pory nauczycielka jest jej wrogiem. Raz odsunęła jej krzesło, żeby upadła. Innym razem przykleiła jej do pleców kartkę „głupia krowa”. Jeszcze innym razem uderzyła ją piłką w oko tak mocno, że nauczycielce groziła operacja siatkówki. Oczywiście Kasia twierdziła, że to niechcący. Jej tata wierzy w część jej opowieści. Ja już w nic nie wierzę. Nie ufam jej totalnie. Wydaje mi się jakimś wcieleniem zła

Bo Kasia niestety ma tendencje do agresji. Kiedy zobaczyła raz, jak jej tata klepie mnie po pupie, podeszła i uderzyła mnie mocno w sam kręgosłup. Oczywiście powiedziała, że to niechcący, że ona też chciała w tyłek, ale ból był niesamowity (zwłaszcza, że ja akurat mam problemy z kręgosłupem). To nie wydarzyło się raz. W plecy dostaję od niej minimum raz w tygodniu

Kiedyś odwiedziliśmy moich rodziców, w ich dużym domu na wsi. Ich pies ma problemy z sercem, więc moja mama poprosiła, żeby zostawić go w spokoju. Od tego momentu Kasia notorycznie znikała. Nasze poszukiwania zawsze kończyły się tak samo. Znajdowaliśmy ją w jakimś pokoju, za zamkniętymi drzwiami, oczywiście z psem. Pies cały się trząsł! Mówiłam jej: „Zobacz jak on wygląda. Nie widzisz, że jest przerażony? On może dostać zawału i umrzeć”. Ale ona wciąż robiła to samo. Czasem wyskakiwała zza rogów i go straszyła głośnym „buuu!”. Mieliśmy zostać na weekend, ale musieliśmy wyjechać wcześniej. Mama poprosiła, żebym już z nią nie wracała. Wychowała dwie córki, ale czegoś takiego nie widziała. To mnie nawet podniosło na duchu. Nie tylko ja uważam, że to dziecko z problemami

Jej tata wciąż przypomina mi, ile ona przeszła, i że powinnam być bardziej wyrozumiała. Mówi, że widzę w niej diabła i on tego nie może znieść. Ale ja nie jestem w stanie tego zmienić! Naprawdę się staram. Czasem, gdy patrzę jak śpi, myślę sobie: boże, to tylko małe dziecko! Jak mogę tak jej nie lubić! Ale potem ona wstaje. Po drodze do łazienki rozgniata moje okulary (twierdzi, że spadły na podłogę i ich nie widziała), zalewa podłogę w łazience wodą i topi w niej mój ręcznik. A ja myślę, że jej nienawidzę. Naprawdę nienawidzę. I to mnie przeraża. Czy można nienawidzić małe dziecko? Czy nie jestem najgorszym człowiekiem świata?!

Co myślcie o sytuacji bohaterki tego listu?

Może Cię zainteresować